niedziela, 21 października 2012

Rozdział 19


                               Rozdział 19


Uśmiechnęłam się do chłopaka. On przybliżył się do mnie i przytulił. Oparł mą głowę na swym torsie.
- Kocham cię Sophi – powiedział, a na mojej twarzy pojawił się widoczny uśmiech.
- Ja ciebie też John – odpowiedziałam. Przymknęłam oczy, a później poczułam jego rękę na moim brzuchu. Spojrzałam na miejsce w którym jego dłoń muska mój brzuch.
- Kocham was – poprawił się i pocałował mnie w czoło.
- My ciebie też – powiedziałam i wtuliłam się w niego.

Otworzyłam oczy. Podniosłam się do pozycji siedzącej i objęłam rękoma kolana. Nie wiedziałam co o tym  myśleć. Czy to wspomnienie? Czy zwykły obraz, wytwór wyobraźni? Położyłam rękę na brzuch. Jeszcze niedawno znajdowała się w nim mała, niczego winna istotka. Przymknęłam powieki, a spod jednej wypłynęła łza. Położyłam się powrotem i usiłowałam zasnąć. Nie patrzyłam na zegarek. Nie wiedziałam kiedy znów zasnęłam. Wiedziałam tylko że to jest dziwne. Nienormalne, dziwaczne, nie do wytłumaczenia oraz nie do zniesienia. Wymieniałabym więcej takich słów, ale po prostu nie miałam czasu. Myśląc tak nad tym po prostu zasnęłam.
Obudziłam się około godziny 11. Spowodowane  było to zapewne moją nocną pobudką. Przetarłam piekące oczy i podniosłam się leniwie z łóżka. Wsadziłam moje stópki w miękkie kapcie i wyszłam z pokoju. Udałam się do kuchni, na blacie zauważyłam białą kartkę i przeczytałam jej zawartość.
                                                          
Kochanie ja mam dziś wyścig, nie będzie mnie z tydzień.
                                                                                                     Twój Jason.
Odłożyłam kartkę i odwróciłam się plecami do blatu, oparłam się o niego i westchnęłam. Nie wiedziałam co o tym wszystkim myśleć. Wierzyłam Jasonowi, ale miałam wątpliwości, przecież każdy  może kłamać, każdy to potrafi.
Odwróciłam się i zaparzyłam sobie kawę. Upiłam jej łyk, ochładzając ją ówcześnie lekkim podmuchem. Położyłam ją na bacie i podeszłam do wielkich szklanych drzwi tarasowych. Zdaje mi się że gdybym tu kiedyś mieszkała, to każda mała rzecz by mi coś przypominała.
Myślałam tak, aż zabrzmiał dzwonek telefonu. Podeszłam do blatu i odebrałam niespokojny przedmiot.
- Tak słucham? – powiedziałam nie patrząc na nadawcę.
-  Cześć Angela, spotkajmy się u ciebie za godzinę, musimy ci coś ważnego powiedzieć, a raczej wytłumaczyć – usłyszałam niespokojny głos Alison. Zdenerwowałam się trochę. – A z góry przepraszam. – kiedy to usłyszałam zamarłam, nie wiedziałam o co chodzi. Niemiłe dreszcze przeszły przeze mnie od stóp do głowy. Usłyszałam tylko po chwili głuchy sygnał. Odłożyłam komórkę na miejsce i pobiegłam szybko się przebrać.
Równo za godzinę usłyszałam  dzwonek do drzwi, otworzyłam je, a moim oczom ukazała się cała paczka moich przyjaciół.
- Wchodźcie – powiedziałam dając im przejść. Zamknęłam za nimi drzwi i udaliśmy się do salonu. Oni zajęli miejsce na sofie, a ja na fotelu.
- Więc co was do mnie sprowadza? – zapytałam, a oni spojrzeli po sobie. Przestraszyłam się lekko, a oni spojrzeli na telewizor.
- Powinnaś to zobaczyć – powiedziała Alison i włączyła odbiornik. Spojrzałam na monitor, w którym zobaczyłam zdjęcia jakiegoś mężczyzny i dziewczyny, on wydawał mi się znajomy i to bardzo. – Pamiętasz go? – zapytała z nadzieją, a ja spojrzałam na nią pytająco, po czym pokiwałam przecząco głową. Ona pogłośniła telewizor tak, abyśmy mogli usłyszeć głosy wydobywające się z niego.
- John Jonas, słynny rajdowiec znów zajęty. Wszyscy myśleliśmy że nie podniesie się po stracie Sophi. Ale jednak. Wczoraj widziano go z modelką i aktorką Ashley Greene – powiedziała prezenterka, a moje serce jakby rozpadło się na miliony kawałków. Przymknęłam powieki, a spod nich wypłynęły słone łzy.
W tym momencie nieznane mi obrazy, zaczęły przelatywać mi przed oczyma. Po chwili zrozumiałam, że to wspomnienia. Kocham cię Sophi. Usłyszałam ten głos. Ujrzałam jego twarz. Twarz która nawiedzała mnie w snach od pierwszego dnia pobytu tu. Otworzyłam oczy i przełknęłam głośno ślinę.
- Sophi, przepraszamy cię, myśleliśmy że Jason tylko przywiózł cię tutaj, nie wiedzieliśmy że spowodował wypadek – powiedziała, a ja spojrzałam na nią zdziwiona. Czyli jednak jestem Sophi. Ale czekajcie. Jak to?!  Czyżby ona powiedziała że to on spowodował wypadek?
- Zaczekaj. Czyżbyś powiedziała że to on spowodował wypadek? – zapytałam ze zdziwieniem, a ona pokiwała twierdząco głową. Spuściłam wzrok i wlepiłam go w ziemię.
- Najgorsze jest to że wszyscy myślą że nie żyjesz – powiedziała, a ja spojrzałam na nią ze zdziwieniem. Czyli wszystko jasne.
- To niemożliwe – powiedziałam wstając szybko z kanapy. Nie umiałam ustać w miejscu. Moje życie nie miało teraz najmniejszego sensu. Przecież jeżeli moi bliscy myśleli że nie żyję to jaki jest sens życia? Dla kogo? Mój ukochany ma już inne życie. Dziecko straciłam przez Jasona. Nie wiem jak mogłam mu wierzyć. Nie potrafię sobie wyobrazić co on musi mieć zamiast serca. Lód? Raczej tak, wielką bryłę lodu, nie przypominając w żadnym stopniu serca.  
- Sophi chcieliśmy żebyś wiedziała, że to nie nasza wina, zostaliśmy w tak samo okłamani jak ty. – powiedziała, a ja spojrzałam na nią pustym wzrokiem. Jej źrenice przenikał smutek oraz prośba. Prośba o przebaczenie. Nie wiedziałam co zrobić. Przebaczyć? Czy mieć żal do końca życia?
- Przebaczam. – powiedziałam z lekką niepewnością w głosie – ale wiedz że będę pamiętała – powiedziałam, a ona pokiwała smutno głową w znak iż rozumie. Usiadłam na kanapie i zakryłam twarz w dłonie. Chciałam zostać sama, a Alison i reszta musieli to wyczuć, ponieważ opuścili mój, czy mój? Dom. Podniosłam głowę i oparłam ją na dłoniach. Spojrzałam na telewizor, a po moim policzku spłynęła łza. Teraz przed moimi oczami stanął wypadek.

Opuściłam budynek wsiadając do mojego samochodu i jadąc w stronę kwiaciarni która zajęła się wyborem kwiatów. W pewnym momencie chciałam zahamować, ale nie mogłam. Hamulce nie działały, a ja nie mogąc nic zrobić czekałam na uderzenie. W tym momencie całe życie pojawiło mi się przed oczami. A potem był tylko ból i wielka ciemność pochłaniająca wszystko.

- Muszę się stąd wydostać – powiedziałam do siebie i szybko wstałam. Dopero zrozumiałam, dziś byłaby 3 rocznica mojego ślubu z Johnem. Mam już 23 lata. On 26. Na zdjęciach widać było jak się zmienił. To nie ten sam mężczyzna. Wiedziałam że po 3 latach cierpienia miał prawo założyć rodzinę, przestać cierpieć.
Wbiegłam do pokoju i wyjęłam bagaże. Otworzyłam je i w mgnieniu oka zaczęłam wkładać do nich rzeczy. Nie obchodziło mnie, że nie mam gdzie się udać. Chciałam być z dala od tego miejsca. Z dala od tego drania. Zacząć nowe życie. Nowe życie jako Angela House. Może poznam nowy sens życia.
Wyszłam z pokoju trzymając dwie walizki. Spojrzałam ostatni raz na wnętrze domu, w którym spędziłam kilka ostatnich lat. Mój wzrok znów przykuł telewizor, którego nie wyłączyłam.
- Dziś John i Sophi obchodziliby 3 rocznicę ślubu, jak widać los nie chciał pozwolić im na to, zabierając Sophi i ich dziecko na inny świat – usłyszałam, a po chwili przeniosłam jedną rękę na mój brzuch. Przymknęłam powieki spod których, znów wypłynęło kilka kropelek. Odstawiłam walizki i podeszłam do pilota wyłączając odbiornik.  Podeszłam powrotem do moich rzeczy i złapałam za rączki. Pociągnęłam za nie i udałam się ku wyjściu. Możliwe że wkraczam na nowa drogę, lepszą, możliwe że znów będę szczęśliwa. 

                                                                          ***
Pisałam ten rozdział od miesiąca. Płakałam kończąc go. Wczoraj zakończyłam http://last-hope-for-you.blogspot.com/ . Mam plan założenia dwóch blogów, a jednego nawet mam już zwiastun, prolog i 1 rozdział. Poinformowałam w last że założyłam twittera,  na którym odpowiadam na wszelkie pytania dotyczące blogów i zapraszam do followania. Przeszłam ostatnio wiele i myślę że się zmieniłam. Dziękuje wam za to że trwacie ze mną w blogach. Do napisania ;*