wtorek, 20 listopada 2012

Rozdział 21


                           Rozdział 21



- Kocham cię Sophi – usłyszałam jego aksamitny głos, który lekko drażnił moje bębenki. Odwróciłam się, ale go już nie było. Rozejrzałam się zdezorientowana dookoła, ale nikogo nie ujrzałam. Za wszelką cenę pragnęłam go zobaczyć, znaleźć  w pustce. Ale to było niemożliwe. Upadłam na kolana, a z moich oczy zaczęły wydobywać się łzy. Łzy bólu i tęsknoty. Moje serce zaczęło bić szybciej, a moje płuca nie mogły złapać oddechu. Czułam, że jawnie odchodzę, a nikt i nic na to nie poradzi. 
Obudziłam się, a moje ciało nienaturalnie się trzęsło. To był tylko zły sen, który w pewnym sensie ziszczał się, przecież nie pobiegnę do Johna i wskoczę w ramiona mówiąc, że żyje. To niemożliwe. Tak jak pomoc w tym śnie. Nie wiedziałam jak pomóc sobie, jak go znaleźć, jak dojść do niego.
- Wszystko w porządku? – zapytała zaspanym głosem Alison, spojrzałam na nią zapłakanymi oczami, a ona zmrużyła oczy by móc cokolwiek zobaczyć.
- Straciłam go, straciłam na zawsze – zaszlochałam, a ona wstała leniwie z łóżka. Podeszła do krawędzi i lekko pogłaskała mnie po ramieniu. Spojrzałam na nią, a ona uśmiechnęła lekko.
- Wszystko będzie dobrze, zobaczysz – odrzekła ciepłym tonem, a ja zakryłam twarz w dłoniach.
- On już nie wróci, on ma swoje życie. Nie widzisz? On kocha inną, zapomniał – powiedziałam, a ostatnie słowa wyszeptałam. Mówiłam z bólem, z tym co czułam.
- Kochanie – powiedziała, a ja spojrzałam na nią załzawionymi oczami. Jedyne co zrobiła to, to czego naprawdę  potrzebowałam. Usiadła obok mnie i wzięła w ramiona. W tym momencie najbardziej potrzebowałam czyjeś bliskości, żeby po prostu wziął mnie w ramiona.
- Alison, ja nie wytrzymam – szepnęłam, a ona przytuliła mnie bardziej. Wtuliłam się w nią i dałam upust łzą. – Mam nadzieję, że nigdy go nie spotkam już, ani Johna, ani Jasona.
- Nie spotkasz, zobaczysz – powiedziała cicho, a ja załkałam. Słowa się nie liczyły to serce rządziło, a mówiło ono właśnie, że jednak chce, że pragnie znów zobaczyć Johna. 
                                                                   ***
- John! – usłyszałem ociężały głos mojego trenera. Wstałem z jednego z krzeseł i ruszyłem w jego stronę.
- Tak? – zapytałem kiedy ustałem przy mężczyźnie. Spojrzał na mnie, a ja przyjrzałem mu się pytająco.
- I jak? Pojedziesz w rajdzie 20? – zapytał, a ja zastanowiłem się trochę. Po kilku sekundach znalazłem odpowiedź.
- Nie mogę, przepraszam – powiedziałem lekko zdenerwowany, bałem się jego reakcji. Mężczyzna podniósł swoje brązowe oczy w moją stronę z rozczarowanym spojrzeniem. 
- Rozumiem John zakochałeś się, ale czy dla miłości chcesz zniszczyć marzenia? – zapytał, a ja spojrzałem na niego niezrozumiale. – Ashley to dobra dziewczyna, ale szanse na spełnienie marzeń masz jedną. Wiesz, że ten wyścig otwiera ci szansę na Mistrzostwa.
- Wiem – powiedziałem ze zrezygnowaniem.  Dopiero kiedy on przypomniał mi o moim celu otrząsnąłem się. Od kiedy byłem z Ashley przyjaciele mówią, że nie jestem sobą.
- Ashley zrozumie – odrzekł, a jedną ręką poklepał mnie po plecach i odszedł w swoją stronę. Może i ona zrozumie,  ale ja do tej pory umrę ze strachu. Tego dnia chciałem się jej oświadczyć, ale widocznie nie dane mi to jest.
                                                             ***
Usiadłam na drewnianej ławce i zaczęłam rozglądać się dookoła. Musiałam odsapnąć od wielogodzinnego lenistwa. Coś ciągnęło mnie tutaj. Wiedziałam, że nie powinnam. Przecież oni tu często bywają. Co jeżeli przypadkiem się spotkamy? Dobra Sophi, przestań gdybać.
- Znów się spotykamy – usłyszałam za sobą znany, zachrypnięty głos. Odwróciłam się i ujrzałam Clarka i jego bandę.
- To chyba wy za mną chodzicie – powiedziałam z uśmiechem, a on przybrał niewinny wyraz twarzy.
- My? Nie – powiedział w celu obrony, a ja lekko zachichotałam. Jak łatwo ich nabrać, aż za łatwo.
- Spokojnie, przecież tylko żartowałam – uśmiechnęłam się lekko, a on usadowił się obok mnie. Uśmiechnął się lekko, a ja czułam, że coś knuje, choć znałam go krótko to znałam bardzo dobrze ten wyraz twarzy.
- Anabel – zaczął podenerwowany, a ja spojrzałam na niego pytającym wzrokiem – Bo wiesz, po tym co pokazałaś nam kilka dni temu, opowiedziałem o tobie mojemu znajomemu. Zna się dobrze z kilkoma rajdowcami. Oraz trenerami i mogą pomóc ci się wybić.
- Jednak za mną chodzicie – powiedziałam z uśmiechem, a on pokiwał przecząco głową.
- Znaleźliśmy tylko twój adres idąc za tobą – powiedzieli, a ja pokiwałam z rozbawieniem głową. – To jak? – zapytał, a w jego oczach pojawiła się nadzieja. Spuściłam wzrok i odchrząknęłam.
- Przepraszam, ale nie – odrzekłam stanowczo nie spoglądając na niego. – Zbyt dużo złych wspomnień wiąże z rajdem i samymi pojazdami. – spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się lekko, lecz smutno.
- Mam kolegę który po śmierci jego dziewczyny chciał zrezygnować z marzeń, ale teraz walczy dalej. Anabel musisz walczyć! Pamiętaj. Marzenia trzeba spełniać. – powiedział patrząc mi w oczy z wielkim przekonaniem sensu jego słów.
- Jak mam spełniać marzenia jak straciłam wszelkich bliskich? Właśnie przez samochody, najpierw brata, a potem… - kiedy wymawiałam ostatnie słowa z moich oczu zaczęły toczyć się ciężkie łzy.
- Przepraszam jeżeli sprawiłem ci przykrość – powiedział, a ja wytarłam mokre policzki. Spojrzałam na niego i lekko się uśmiechnęłam.
- Wszystko w porządku – powiedziałam, a on lekko odetchnął. W takich momentach wracały wspomnienia, bolące obrazy przeszłości. Nie chciałam by do tego dochodziło, ale przecież nie moja wina, że to boli.
- Jesteś pewna, że nie chcesz? Wiedz, że masz talent i nie powinnaś go marnować, a w tej dziedzinie u dziewczyn jest mało spotykany tak wielki talent. – powiedział na jednym wydechu, czułam, że pragnie mnie namówić do wyścigów, ale ja nie chciałam. Przecież w ten sposób prawda by wyszła na jaw, ale ja tego nie chciałam, choć w sercu chciałam…. Echh zadziwiam samą siebie.
- Jestem pewna – powiedziałam z uśmiechem i odeszłam od nich ówcześnie grzecznie ich przepraszając. Chciałam w tym momencie być najdalej od wspomnień, ale tak się nie dało.
                                                             ***
Siedziałem na kanapie w moim domu i uważnie słuchałem wywodów Grega. Kolejny problem z Gabrielą. Ich związek już od 3 lat zaczął się psuć. Mnóstwo kłótni nie polepszało sytuacji.
- Myślę, że muszę to zakończyć – odrzekł i upił łyk piwa które trzymał w dłoni. Spojrzałem na niego z niedowierzaniem, a on upił kolejny łyk trunku. – Chyba lepiej by to zakończyło się tak, niż byśmy wszyscy cierpieli.
- Masz racje – powiedziałem z godnie z tym co myślałem.
- Widzę, że coś cię trapi – powiedział zauważając z pewnością mój niewyraźny wyraz twarzy który mówił sam za siebie, że coś nie tak. – Coś z Ashley?
- Nie, z nią wszystko dobrze, ale pan Lovato zrobił mi dziś kazanie. – powiedziałem lekko zirytowany.
- Kazanie? – powtórzył rozbawionym tonem, a ja spojrzałem na niego karcąco.
- Wiesz, że 20 lipca zamierzałem oświadczyć się Ashley. – powiedziałem, a on pokiwał twierdząco głową i znów upił łyk piwa. – Ale mam tego dnia kwalifikacje do mistrzostw.
- Ouuu rozumiem, ale wiesz oświadczyć  możesz się nawet dzieńźniej – powiedział, a ja zaśmiałem się ironicznie.
- Do tego momentu to ja spadnę na zawał. Do samego lipca jeszcze 3 miesiące. Ale teraz nie za bardzo mogę się z nią widywać, więc umówiliśmy się na ten nieszczęsny lipiec – powiedziałem podenerwowany, a on lekko się zaśmiał.
- Stary wytrzymasz – powiedział i poklepał mnie po plecach. – Jesteś przecież dorosły, na Sophi czekałeś. – powiedział po czym ugryzł się w język. Dobrze wiedział, że nie lubię jak wspominają mi o niej. Wtedy wracały bolące wspomnienia o których przez 3 lata starałem się zapomnieć

                                                    ***
Podoba mi się :D Przeżyłam ostatnio wiele, ale nie bd wam o tym tu pisać, mam zamiar założyć pamiętnik gdzie wszystko wam opiszę, całe dnie i wgl :) Chętnych zapraszam po link do mnie na twittera, albo na gg 43048044, albo jak dodam za 9 dni czyli 29 w moje urodziny link ;) Zapraszam do komentowania, anonimy odblokowane to nic nie kosztuje, a wiele daje mi 

poniedziałek, 5 listopada 2012

Ogłoszenie


Jak niektórzy wiedzą, zawieszałam blogi w tamtym miesiącu, to nie zawiesiny, ale w pewien sposób... oznajmienie, że biorę urlop. Na jakiś czas. Muszę. To nie wasza wina. To moja. Wmawiałam sobie, że wszystko dobrze, ale to nie prawda blogowe życie pochłaniało mnie. Nie zauważałam tego co działo się obok mnie. Moja rodzina się rozpada. Moja psychika także. Nie jestem tą samą osobą co kilka miesięcy temu. Obiecuję wam mój urlop się skończy, nawet myślę, że szybko, ale na razie mówię wam szybkie


Do napisania....

piątek, 2 listopada 2012

Rozdział 20


                       Rozdział 20


- Oto jeden z naszych najlepszych domów – powiedziała kobieta, a ja uśmiechnęłam się do niej lekko. Chciałam zacząć wszystko od nowa. Nowy dom, tożsamość. Alison pomogła mi trochę finansowo, gdyż nie miałam ani centa. Rozglądałam się po pomieszczeniu, na pierwszy rzut oka wydawało się piękne. Kuchnia przestronna, z gotowym już wyposażeniem. Składającym się z szafek koloru jasno brązowego. Blat był brudno biało z kamyczkami. Wykonany z marmuru.
- Oto salon – powiedziała kobieta, a ja weszłam za nią do beżowego pomieszczenia. Znajdowały się w nim białe sofy i fotele w tym samym kolorze. Naprzeciw kanapy stał stolik do kawy, a przed nim duży telewizor. Cały dom był już umeblowany, z pewnością skutkiem była właśnie wysoka cena, którą już znałam. Do tego dom leżał w jednej z dobrych dzielnic L.A.
- Biorę – powiedziałam do kobiety, która patrzyła na mnie z tym samym uśmiechem, wiedziałam, że był on firmowy. Cena tego domu nie była, aż tak wysoka jak na tak piękny dom.
- Płaci pani teraz, czy po przeprowadzce? – zapytała, a ja westchnęłam jedynie cicho i spojrzałam na kobietę.
- Nie mam poprzenosić, rzeczy które miałam przewieść już tu są, więc płace teraz. – powiedziałam i wyjęłam z portfela książeczkę czekową. Wpisałam na nią potrzebną kwotę i złożyłam czytelny podpis. Wyrwałam karteczkę i podałam ją kobiecie. Ona uśmiechnęła się jedynie i opuściła, już mój dom. Alison powiedziała, że pomoże mi w nowym starcie, a za dom nie muszę oddawać, gdyż sama zamierzała sobie kupić coś z dala od Jasona. Tak, to prawda Al będzie moją współlokatorką.
Wybrałam numer przyjaciółki i nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- I co? – zapytała kiedy skończyły się nieszczęsne pikania.
- Mam, to ten na Wewerly 29 – powiedziałam do słuchawki.
- To świetnie, też mi się podobał i poprosiłam tą kobietę by jako pierwszy dom pokazała ci ten – oznajmiła, a ja uśmiechnęłam się lekko. Jaka ja przewidywalna. – Będę jutro wieczorem, muszę się jeszcze spakować itd. – oznajmiła.
- Dobrze – odpowiedziałam,  a po drugiej stronie usłyszałam jedynie dźwięk przerywanego połączenia. Odłożyłam aparat do kieszeni, tam gdzie był przed zadzwonieniem do Alison. Po czym postanowiłam udać się do tutejszego parku.
Opuściłam mój nowy dom i udałam się do parku na tutejszej ulicy, nie bałam się, że ktoś z dawnych przyjaciół mnie spotka. Przed zamieszkaniem tu Alison zabrała mnie do stylisty i zmieniłam mój wygląd. Skróciłam lekko włosy i przemalowałam je na ciemny brąz, oraz zrobiono mi grzywkę. Styl także został zmieniony, a pomyśleć że styliści zdążyli z wszystkim w 3 godziny. Ile czasu już znam, prawdę? 3 dni, przez te wszystkie dni zdążyłam zmienić się nie do poznania. Zrobiłam sobie tatuaż, choć w dawnym życiu przysięgałam że nigdy tego nie zrobię. Co przyczyniło się do zmiany zdania? Chciałam by pod żadnym pozorem nie wydało się kim tak naprawdę jestem.  Do czego niby miałam wracać? John znalazł sobie nową dziewczynę, a samo to że wszyscy myślą że nie żyję. Co by sobie pomyśleli? Z pewnością znienawidziliby mnie i nie dali wytłumaczyć okoliczności całego zdarzenia.
Szłam chodnikiem w znanym mi kierunku, pamiętam jak 3 lata temu wybrałam się w przejażdżkę z Johnem. Właśnie w tym parku mieliśmy jeden z naszych postojów. W pewnym momencie obok  mnie z dużą prędkością przejechał czarny samochód. Był to jeden z modelów Mazdy. Samochód zatrzymał się obok mnie, a ja poszłam dalej, nie zważając na samochód.
- Panienka nowa? – zapytał brunet wychylający się z pojazdu, który jechał w krok ze mną. Wywróciłam oczyma i szłam dalej, nie zważając na osobników. – Czyżby panna nieśmiała? – prychnęłam.
- Żałosne, super bryka i wydaje wam się że to niezły podryw. – odpowiedziałam z ironią – Jak się nie mylę model Rx8 – powiedziałam, a oni wyszczerzyli oczy. Pewnie wydawało im się że jestem jedną z tych dziewczyn nie znających się na samochodach, a zważających jedynie na swoje paznokcie.
- Widzę że pani obcyka w tych sprawach – odpowiedział, a mi przed oczyma stanął tor. Pamiętam jak to ścigałam się z Bradem. Pamiętam także jak mówił że będę jego konkurencją.  To były dobre czasy. Te wszystkie wspólne zabawy, wygłupy. Nawet kłótnie. Byle z nim, byle z bratem którego tak bardzo kochałam.
- Wychowywałam się przy samochodach – odpowiedziałam.
- Tata miał warsztat? – zadał pytanie z chytrym uśmieszkiem. Wiedziałam że to tylko preteksty do rozmowy.
- Nie, był trenerem – oznajmiłam i odeszłam z gracją. Ale moi byli rozmówcy nie dali mi tego uczynić i jak prześladowcy jechali za mną.
- O, może znamy – powiedział, a mi przed oczyma stanął profil mojego ojca. W oczach zakręciły się kropelki, a ja miałam ochotę wybuchnąć płaczem. Tęskniłam za nim, ale wiedziałam że nie mogę wrócić.
- Myślę, że nie. Nie był zbyt znany, tak w ogóle nie z tego kraju – wytłumaczyłam szybko, ci co mnie dobrze znali mogli powiedzieć, że skłamałam.
- To może panienka pokaże nam jak jeździ? – zapytał wychodząc wraz ze swoimi towarzyszami z pojazdu. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem, a on kiwnął głową w stronę samochodu.
- No chodź, nie krępuj się – powiedział i podał mi kluczyki – chcę zobaczyć jak jeździsz, więcej nie będę chciał. – Powiedział, a ja wzięłam w ręce jego kluczyki. Wsiadłam do pojazdu i przejechałam rękoma po kierownicy, mogłam przysiąść, że w oczach miałam iskierki radości. Wsadziłam kluczyki do stacyjki i odpaliłam silnik. Kiedy czułam jak pod moją wodzą znajduję się pojazd, czułam się wolna. Przejechałam na około parku z dość szybką szybkością i z wielkim stylem zaparkowałam obok właścicieli samochodu.
- Wow – powiedział osobnik, którego imienia jeszcze nie znałam – widać że masz to we krwi – powiedział, a ja podałam  mu kluczki – tak w ogóle jestem Clark – powiedział  podając mi rękę.
- So..Anabel – poprawiłam się szybko i ścisnęłam jego dłoń, muszę unika takich sytuacji. Bo co jeżeli wygadałabym się? Spojrzałam na twarz Clarka, przypominał mi kogoś, ale nie umiałam powiedzieć kogo. Pewnie fakty sprzed wypadku jeszcze nie wróciły do mojej łepetyny.
- Ja muszę już iść – powiedziałam szybko i zostawiłam chłopaków przy ich samochodzie. Szłam po parkowych alejkach. Wspominając. Tęskniłam za wszystkimi, za rozmowami z Gabrielą, za moimi rodzicami, a najbardziej za Johnem. Za jego czułym dotykiem, jego miękkimi ustami w których mogłam zatopić swoje usta. Ale przecież oni mają już inne życie, a John ma nową ukochaną.

<John>
Siedziałem i analizowałem to co miało miejsce w ostatnim miesiącu. Poznałem Ashley, która sprawiła że znów zaznałem szczęścia. Dzięki której przestałem cierpieć i uznałem że życie ma prawo biec dalej nawet po śmierci ukochanej osoby. Przecież mam prawo do szczęścia. To że znalazłem nowe szczęście nie oznacza że zapomniałem o Sophi.
Wziąłem w dłonie ostatnie pudło z jej rzeczami i zaniosłem je na strych. Nie robiłem tego przez trzy lata. Zatrzymałem się wtedy na pierwszym pudle. Teraz wiedziałem że jej ciuchy, kosmetyki, biżuteria niczego nie zmienią. Ona i tak umarła, została w tamtym świecie na zawsze. Może tam będzie jej lepiej. Może zazna szczęścia duchowego.
Kiedy wszystkie jej rzeczy znalazły się już na strychu, włączyłem telewizor i przeskakiwałem po kanałach. W końcu zrezygnowałem i zostawiłem na jakimś programie sportowym.
- Jeson Tomilson wygrał kolejny wyścig – usłyszałem, a moje gardło wydało z siebie cichy śmiech. Pamiętam jak kiedyś kłóciliśmy się o Sophi. Wszystkie wspomnienia, które bolały teraz wywoływały na mojej twarzy lekki uśmiech. Ona była moją jedyną, która mogła przywołać na mojej twarzy uśmiech, ale kiedy jej zabrakło on znikł jak i ona. Na zawsze, a moja twarz nie przybierała już uśmiechu. Aż do teraz, aż do momentu kiedy poznałem Ashley. Myślę że ona by tego chciała, bym znalazł sobie nową ukochaną i żył dalej. Nie cierpiał

*****
Ludzie wróciłam ! Nowe pomysły zrodziły sie w mojej głowie, jak i na opowiadania jak i na rozdziały. Miałam odchodzić, ale jak widać mam nowe pomysły. Jak wam podoba się to na górze? Mnie dość. Zapraszam na mojego nowego bloga i proszę o komentarze http://sell-yourself-for-life.blogspot.com/ . 
Do napisania ;)