Rozdział 14
4 miesiące później…
Przejrzałam się w lustrze
i uśmiechnęłam dostrzegając efekty przygotowań. Pewnie
zastanawiacie się co działo się przez te 4 miesiące. Mój ojciec zapisał się na
leczenie, pomagaliśmy mu. Teraz jest z nim o wiele lepiej. John dostał zastępstwo na
czas leczenia mojego ojca. Ale przyznał mi się że woli
mojego ojca. A co z nami? Jesteśmy szczęśliwi i
zakochani. Kiedy przypomnę sobie że gdyby nie to że się opamiętałam, to
teraz nie bylibyśmy razem, przechodzą mnie ciarki. Ale nie można gdybać. Prawda?
Poprawiłam ostatni raz włosy i zeszłam na parter łapiąc pod rękę torebkę. Kiedy opuściłam pokój usłyszałam dzwonek do drzwi. Wzięłam głęboki wdech i zeszłam ze schodów. Wiem że byliśmy na wielu randkach, ale czułam że dziś się coś zdarzy.
Kiedy podchodziłam do drzwi
moje serce przyśpieszyło. Zawsze to robiło gdy podchodziłam do
Johna. Może to ta jedyna i prawdziwa miłość? Czemu ja
pytam? Przecież to właśnie ta prawdziwa miłość. Złapałam za klamkę i pociągnęłam drzwi do
siebie otwierając je.
- Hej kochanie – powiedział i pocałował mnie.
- Hej – powiedziałam kiedy
oderwaliśmy się od siebie.
- Dobry wieczór – powiedział, spoglądając za moje
plecy, spojrzałam do tyłu i spostrzegłam mojego ojca z gazetą.
- Witaj John – powiedział i spojrzał na nas z uśmiechem.
Mówił mi że jest z nas dumny, od zawsze wiedział że będziemy
razem.
- To idziemy? – zapytałam Johna.
- Tak, idziemy – powiedział i złapał mnie za rękę wyciągając z domu.
Zamknęłam je jednym ruchem ręki i poszłam za
Johnem. Podeszliśmy do jego samochodu, a przed nim zatrzymaliśmy się. Założyłam ręce na jego
kark, a on objął mnie w pasie.
- To gdzie mnie porywasz? – zapytałam patrząc mu w oczy.
- Kto powiedział że porywam,
po prostu zgwałcę i porzucę w lesie – powiedział, a w jego głosie słyszałam że żartuję. Trzepnęłam go za to
w ramię. – No przecież żartuję.
- Ale nigdy tak nie żartuj –
powiedziałam i wpiłam się namiętnie w jego usta. Kiedy się od siebie oderwaliśmy wsiadłam do
samochodu, a on zamknął za mną drzwi. Okrążył samochód i sam zajął miejsce kierowcy.
- To powiesz mi gdzie jedziemy? –
zapytałam spoglądając na niego zaciekawionym wzrokiem, lubiłam
niespodzianki, ale także jak chyba każdy chciałam wiedzieć co się kryje za słowem
niespodzianka. Co takiego mnie czeka?
- Co sądzisz o
kolacji na plaży? – zapytał, a ja uśmiechnęłam się, wiedział dobrze że je uwielbiam, uwielbiam plażę.
- Wiesz że ja zawsze
i wszędzie – powiedziałam z uśmiechem, a
on się zaśmiał pod nosem. Znał mnie bardzo dobrze, wiedział co jak na
mnie działa. Wiedział także jak sam na mnie działa, jakie jego gesty rozpalają moje zmysły.
Dojechaliśmy do domu Johna i wysiedliśmy z samochodu. Powiem że przez te 4 miesiące bywałam tu często i to bardzo. Nawet kilka razy nocowałam. Ale proszę bez skojarzeń. Zachowałam swoją cnotę i chcę ją zachować. John o tym wie. Dobrze wiem że w jednoznacznych sytuacjach trudno mu się powstrzymać. Dziewczyny mówiły mi że kiedy odmawia się chłopakowi on może odejść do innej, i że nie powinnam czekać do ślubu. Ale ja nie zmierzam czekać do ślubu, jedynie nie jestem jeszcze gotowa. I zdaję mi się chyba że John nie odszedłby do innej. Prawda? Sam mi powiedział że zaczeka, poczeka aż będę gotowa.
A co z chłopakami? Musieli wrócić na kilka miesięcy do Anglii, jakieś niezałatwione sprawy. Było mi bardzo przykro kiedy powiedzieli że muszą wyjechać.
- Chodź – powiedział łapiąc mnie za rękę, a pod wpływem jego siły poszłam za nim. Ciągnął mnie tak, aż do wyjścia na plaże z jego domu. Spostrzegłam za oknem płatki róż. Postarał się.
Otworzył drzwi i przepuścił mnie w przejściu, dostrzegłam że płatki róż to droga prowadząca w nieznane. Spojrzałam na niego pytająco, a on gestem ręki wskazał bym poszła jej śladem. Po czym złapał mnie za rękę i szedł ze mną jej śladem.
Kiedy doszliśmy do jej
krańca moim oczą ukazał się stół, na niej świece, a na około niej serce ze świec.
- To jest piękne –
powiedziałam ze łzami w oczach, patrząc na niego. Po czym rzuciłam mu się na szyję.
- To wszystko dla ciebie – szepnął mi do ucha
i pocałował w jego płatek.
- Kocham cię –
powiedziałam puszczając jego szyję.
- Ja ciebie też –
powiedział, a w tym momencie poczułam jego miękkie wargi
na swoich. Po chwili poczułam jego język który
drażnił moje podniebienie. Wplotłam ręce w jego włosy mierzwiąc je. A
nasze języki tańczyły jeden wielki taniec uczuć. Czułam w nim
jego miłość. Po kilku minutach oderwaliśmy się od siebie
i zasialiśmy do stołu.
Śmialiśmy się i rozmawialiśmy, a co jakiś czas kradliśmy sobie pojedyncze całusy. Aż John nagle spoważniał, a ja nie wiedziałam o co chodzi.
- Sophi to nie jest zwykła kolacja –
powiedział, a ja spojrzałam na niego zdziwiona.
- Zaprosiłem cię tu bo mam
bardzo ważne dla ciebie pytanie – powiedział, a ja
zastanawiałam się czy może chodzić mu o oświadczyny? Ale chyba nie? Przecież dopiero
jesteśmy razem 4 miesiące.
- Jakie? – zapytałam, starając by mój głos był naturalny.
- Czy zamieszkałabyś tu ze mną? – zapytał, a ja nie
wiedziałam co powiedzieć. Oczywiście że chciałam, oraz byłam już na tyle
dorosła że mogłabym z nim zamieszkać.
- Ja, ja nie wiem co powiedzieć –
powiedziałam. – Oczywiście że z tobą zamieszkam. – dodałam i wstałam z krzesła podchodząc do niego
i siadając mu na kolanach.
- Nie wiesz jak się cieszę –
powiedział i pocałował mnie namiętnie. Zarzuciłam mu ręce na szyję i
odwzajemniłam pocałunek.
Wstaliśmy całując się dalej tak samo namiętnie. John wziął mnie na ręce i zaczął nieść ku domowi. Wiedziałam jaki to ma koniec. Mój chłopak przeniósł mnie przez próg pokoju i położył delikatnie na łóżku, po czym usadowił się na mnie dalej mnie całując. Po chwili poczułam jego ręce na zapięciu mojej sukienki, odpiął i zdjął ze mnie zbędny skrawek materiału. Nie byłam mu dłużna więc zajęłam się rozpinaniem jego koszuli. Jeździłam rękoma po jego klatce piersiowej, a wtedy poczułam jego ciepłe ręce na zapiciu stanika. Nagle John zerwał ręce i przestał mnie całować.
- Przepraszam Sophi, wiem że nie
powinien, ale to jest silniejsze ode mnie – powiedział wstając, ale ja złapałam go za rękę uniemożliwiając to.
- A kto powiedział że ja tego
nie chcę? – zapytałam uśmiechając się, a on odwzajemnił jest i wrócił do
poprzednich czynności. Po kilku minutach nie mieliśmy na sobie nic. A nasze ciała,
rozgrzane do granic możliwości łączyły się w jedność.
***
Napisałam, musiałam troszkę przyśpieszyć akcję. Ale no cóż. Rozdział dedykuję mojej
wiernej fance Marlence. Zapraszam do czytania i komentowania.
Do napisania