Rozdział 21
- Kocham cię Sophi – usłyszałam jego aksamitny głos, który lekko drażnił moje bębenki. Odwróciłam się, ale go już nie było. Rozejrzałam się zdezorientowana dookoła, ale nikogo nie ujrzałam. Za wszelką cenę pragnęłam go zobaczyć, znaleźć w pustce. Ale to było niemożliwe. Upadłam na kolana, a z moich oczy zaczęły wydobywać się łzy. Łzy bólu i tęsknoty. Moje serce zaczęło bić szybciej, a moje płuca nie mogły złapać oddechu. Czułam, że jawnie odchodzę, a nikt i nic na to nie
poradzi.
Obudziłam
się, a moje ciało nienaturalnie się trzęsło. To był tylko zły sen, który w pewnym sensie
ziszczał się, przecież nie pobiegnę do Johna i wskoczę w ramiona mówiąc, że żyje. To niemożliwe. Tak jak pomoc w tym śnie. Nie wiedziałam jak pomóc sobie, jak go
znaleźć, jak dojść do niego.
- Wszystko w porządku?
– zapytała zaspanym głosem Alison, spojrzałam na nią zapłakanymi oczami, a ona zmrużyła oczy by móc cokolwiek
zobaczyć.
- Straciłam
go, straciłam na zawsze – zaszlochałam, a ona wstała leniwie z łóżka. Podeszła do krawędzi i lekko pogłaskała mnie po ramieniu. Spojrzałam na nią, a ona uśmiechnęła lekko.
- Wszystko będzie
dobrze, zobaczysz – odrzekła
ciepłym tonem, a ja zakryłam twarz w dłoniach.
- On już
nie wróci, on ma swoje życie.
Nie widzisz? On kocha inną,
zapomniał – powiedziałam, a ostatnie słowa wyszeptałam. Mówiłam z bólem, z tym co czułam.
- Kochanie – powiedziała,
a ja spojrzałam na nią załzawionymi oczami. Jedyne co
zrobiła to, to czego naprawdę potrzebowałam. Usiadła obok mnie i wzięła w ramiona. W tym momencie
najbardziej potrzebowałam
czyjeś bliskości, żeby po prostu wziął mnie w ramiona.
- Alison, ja nie wytrzymam – szepnęłam, a ona przytuliła
mnie bardziej. Wtuliłam
się w nią i dałam upust łzą. – Mam nadzieję, że nigdy go nie spotkam już, ani Johna, ani Jasona.
- Nie spotkasz, zobaczysz – powiedziała cicho, a ja załkałam. Słowa się nie liczyły to serce rządziło, a mówiło ono właśnie, że jednak chce, że pragnie znów zobaczyć Johna.
***
- John! – usłyszałem ociężały głos mojego trenera. Wstałem z jednego z krzeseł i ruszyłem w jego stronę.
- Tak? – zapytałem
kiedy ustałem przy mężczyźnie. Spojrzał na mnie, a ja przyjrzałem mu się pytająco.
- I jak? Pojedziesz w rajdzie 20? – zapytał, a ja zastanowiłem się trochę. Po kilku sekundach znalazłem odpowiedź.
- Nie mogę,
przepraszam – powiedziałem
lekko zdenerwowany, bałem
się jego reakcji. Mężczyzna podniósł swoje brązowe oczy w moją stronę z rozczarowanym
spojrzeniem.
- Rozumiem John zakochałeś się, ale czy dla miłości chcesz zniszczyć marzenia? – zapytał, a ja spojrzałem na niego niezrozumiale. –
Ashley to dobra dziewczyna, ale szanse na spełnienie marzeń
masz jedną. Wiesz, że ten wyścig otwiera ci szansę na Mistrzostwa.
- Wiem – powiedziałem
ze zrezygnowaniem. Dopiero kiedy on przypomniał mi o moim celu otrząsnąłem się. Od kiedy byłem z Ashley przyjaciele mówią, że nie jestem sobą.
- Ashley zrozumie – odrzekł,
a jedną ręką poklepał mnie po plecach i odszedł w swoją stronę. Może i ona zrozumie, ale
ja do tej pory umrę ze strachu. Tego dnia chciałem się jej oświadczyć, ale widocznie nie dane mi
to jest.
***
Usiadłam na drewnianej ławce i zaczęłam rozglądać się dookoła. Musiałam odsapnąć od wielogodzinnego
lenistwa. Coś ciągnęło mnie tutaj. Wiedziałam, że nie powinnam. Przecież oni tu często bywają. Co jeżeli przypadkiem się spotkamy? Dobra Sophi,
przestań gdybać.
- Znów się
spotykamy – usłyszałam za sobą znany, zachrypnięty głos. Odwróciłam się i ujrzałam Clarka i jego bandę.
- To chyba wy za mną
chodzicie – powiedziałam
z uśmiechem, a on przybrał niewinny wyraz twarzy.
- My? Nie – powiedział
w celu obrony, a ja lekko zachichotałam.
Jak łatwo ich nabrać, aż za łatwo.
- Spokojnie, przecież
tylko żartowałam – uśmiechnęłam się lekko, a on usadowił się obok mnie. Uśmiechnął się lekko, a ja czułam, że coś knuje, choć znałam go krótko to znałam bardzo dobrze ten wyraz
twarzy.
- Anabel – zaczął
podenerwowany, a ja spojrzałam
na niego pytającym wzrokiem – Bo wiesz, po
tym co pokazałaś nam kilka dni temu,
opowiedziałem o tobie mojemu znajomemu.
Zna się dobrze z kilkoma
rajdowcami. Oraz trenerami i mogą
pomóc ci się wybić.
- Jednak za mną
chodzicie – powiedziałam
z uśmiechem, a on pokiwał przecząco głową.
- Znaleźliśmy tylko twój adres idąc za tobą – powiedzieli, a ja pokiwałam z rozbawieniem głową. – To jak? – zapytał, a w jego oczach pojawiła się nadzieja. Spuściłam wzrok i odchrząknęłam.
- Przepraszam, ale nie – odrzekłam stanowczo nie spoglądając na niego. – Zbyt dużo złych wspomnień wiąże z rajdem i samymi
pojazdami. – spojrzałam
na niego i uśmiechnęłam się lekko, lecz smutno.
- Mam kolegę
który po śmierci jego dziewczyny chciał zrezygnować z marzeń, ale teraz walczy dalej.
Anabel musisz walczyć!
Pamiętaj. Marzenia trzeba spełniać. – powiedział patrząc mi w oczy z wielkim
przekonaniem sensu jego słów.
- Jak mam spełniać marzenia jak straciłam wszelkich bliskich? Właśnie przez samochody,
najpierw brata, a potem… - kiedy wymawiałam
ostatnie słowa z moich oczu zaczęły toczyć się ciężkie łzy.
- Przepraszam jeżeli
sprawiłem ci przykrość – powiedział, a ja wytarłam mokre policzki. Spojrzałam na niego i lekko się uśmiechnęłam.
- Wszystko w porządku
– powiedziałam, a on lekko odetchnął. W takich momentach wracały wspomnienia, bolące obrazy przeszłości. Nie chciałam by do tego dochodziło, ale przecież nie moja wina, że to boli.
- Jesteś
pewna, że nie chcesz? Wiedz, że masz talent i nie powinnaś go marnować, a w tej dziedzinie u
dziewczyn jest mało spotykany tak wielki
talent. – powiedział
na jednym wydechu, czułam,
że pragnie mnie namówić do wyścigów, ale ja nie chciałam. Przecież w ten sposób prawda by wyszła na jaw, ale ja tego nie
chciałam, choć w sercu chciałam…. Echh zadziwiam samą siebie.
- Jestem pewna – powiedziałam
z uśmiechem i odeszłam od nich ówcześnie grzecznie ich
przepraszając. Chciałam w tym momencie być najdalej od wspomnień, ale tak się nie dało.
***
Siedziałem
na kanapie w moim domu i uważnie
słuchałem wywodów Grega. Kolejny
problem z Gabrielą. Ich związek już od 3 lat zaczął się psuć. Mnóstwo kłótni nie polepszało sytuacji.
- Myślę, że muszę to zakończyć – odrzekł i upił łyk piwa które trzymał w dłoni. Spojrzałem na niego z
niedowierzaniem, a on upił
kolejny łyk trunku. – Chyba lepiej by
to zakończyło się tak, niż byśmy wszyscy cierpieli.
- Masz racje – powiedziałem
z godnie z tym co myślałem.
- Widzę,
że coś cię trapi – powiedział zauważając z pewnością mój niewyraźny wyraz twarzy który mówił sam za siebie, że coś nie tak. – Coś z Ashley?
- Nie, z nią
wszystko dobrze, ale pan Lovato zrobił
mi dziś kazanie. – powiedziałem lekko zirytowany.
- Kazanie? – powtórzył
rozbawionym tonem, a ja spojrzałem
na niego karcąco.
- Wiesz, że
20 lipca zamierzałem oświadczyć się Ashley. – powiedziałem, a on pokiwał twierdząco głową i znów upił łyk piwa. – Ale mam tego dnia
kwalifikacje do mistrzostw.
- Ouuu rozumiem, ale wiesz oświadczyć możesz się nawet dzień później – powiedział, a ja zaśmiałem się ironicznie.
- Do tego momentu to ja spadnę
na zawał. Do samego lipca jeszcze 3
miesiące. Ale teraz nie za bardzo
mogę się z nią widywać, więc umówiliśmy się na ten nieszczęsny lipiec – powiedziałem podenerwowany, a on lekko
się zaśmiał.
- Stary wytrzymasz – powiedział i poklepał
mnie po plecach. – Jesteś
przecież dorosły, na Sophi czekałeś. – powiedział po czym ugryzł się w język. Dobrze wiedział, że nie lubię jak wspominają mi o niej. Wtedy wracały bolące wspomnienia o których
przez 3 lata starałem się zapomnieć.
***
Podoba mi się
:D Przeżyłam ostatnio wiele, ale
nie bd wam o tym tu pisać,
mam zamiar założyć pamiętnik gdzie wszystko wam
opiszę, całe dnie i wgl :) Chętnych zapraszam po link do
mnie na twittera, albo na gg 43048044, albo jak dodam za 9 dni czyli 29 w moje
urodziny link ;) Zapraszam do komentowania, anonimy odblokowane to nic nie
kosztuje, a wiele daje mi