Rozdział 11
Wyszłam z łazienki okryta makijażem by nie było widać śladów po mojej dzisiejszej
nieprzespanej nocy. Przejrzałam
się w lustrze kolejny raz
sprawdzając czy nie widać niczego. Westchnęłam głośno i poszłam w kierunku schodów które
prowadzą na parter. Schodziłam wolno licząc każdy schodek który zmniejszał tylko moją odległość od domu Gabrieli którą koniecznie chciałam przeprosić. Moje słowa które jak torpeda wydobyły się z moich ust cholernie ją zraniły zostawiając w sercu ogromną ranę którą tylko ja potrafiłam uleczyć ranę.
- Gdzie idziesz córeczko? - zapytała moja mama która jak co dzień
krzątała się w swoim kąciku zwanym kuchnią. Odłożyła szmatkę na blat i popatrzyła w moją stronę, dostrzegła że nie jestem zbyt szczęśliwa, a moja twarz wyraża jedynie uczucie zwane
smutkiem.
- Muszę
coś załatwić - oznajmiłam jej, a ona jedynie posłała mi przenikliwe spojrzenia
i podeszła do mnie kładąc rękę na moim ramieniu.
- Co się
dzieje kotku? - zapytała
patrząc na mnie z troską w jej brązowych niczym czekolada
oczach.
- Nic, naprawdę nic
- powiedziałam i uśmiechnęłam się nieszczerze i szybko wywinęłam się z jej uścisku by nie odgadła przyczyny mojego złego humoru.
***
Jechałem samochodem nie zważając na liczbę na liczniku wiem tylko że dawno przekroczyła 100. Nie wiedziałem jak ona mogła to powiedzieć, myślałem że coś... nie John o czym ty myślisz, przecież ona żałuje że nas spotkała. Otrząsnąłem się i zwolniłem zatrzymując na podjeździe . Wysiadłem i naciskając guzik na zawieszce obok
kluczyków który włączył alarm ochraniający mój pojazd przed ukradnięciem. Ruszyłem w kierunku drzwi wejściowych, a mój umysł zaprzątała jedynie szatynka która tak
bardzo nas rozczarowała.
- Witaj John - usłyszałem za sobą głos Jasona.
- Czego? - zapytałem,
nie miałem ochoty na żadne kłótnie z tym ćwokiem.
- Czyżby John miał zły dzień? - powiedział z tym, swoim przebiegłym uśmieszkiem.
- Nie twoja sprawa Tomilson - syknąłem i poszedłem
dalej w stronę toru treningowego.
***
Podeszłam
do drzwi stojąc i nie mogąc się przełamać, moja ręka gotowa była by uderzyć w dębowe drzwi, ale serce obawiało się że nie zrozumie, nie wybaczy,
zostawi tylko cierpienie. Zapukałam
lekko w drzwi i przełknęłam głośno ślinę. Po chwili za drzwi usłyszałam kroki po drugiej stronie,
Ktoś złapał za klamkę, a drzwi otworzyły się, ujrzałam w nich zapłakaną minę Gabrieli.
- Czego tu szukasz? - zapytała
z odrazą
- Chciałam
wszystko wytłumaczyć - powiedziałam, a w tym czasie drzwi
zaczęły się zamykać, wystawiłam rękę co spowodowało zatrzymanie drzwi.
- Nie chce słuchać twoich kłamstw - powiedziała, te słowa dały kolejny cios memu sercu.
- Proszę
wysłuchaj mnie - powiedziałam skruszonym głosem, a ona otworzyła drzwi tak bym mogła przejść, weszłam i usiadłam na sofie, a Gabriela zajęła miejsce naprzeciw
mnie.
- Miałaś rację co do moich uczuć do Johna - powiedziałam po długiej ciszy, na te słowa ona popatrzyła na mnie z pytającym spojrzeniem - dalej go
kocham, na imprezie w tym pokoju zdarzyło
się coś... pocałował mnie. Gdy ty weszłaś do pokoju uświadomiłam sobie że to nie możliwe bym ja i on... by coś nas łączyło. Gdy opuściłam pokój zauważyłam go, go całującego się z jakąś blondynką, moje serce zostało rozbite na miliony krwawiących kawałków. Wczoraj.. te słowa wypowiedziane były ze złości, nie myślę tak, właśnie nie żałuje że was spotkałam, na chwile zapomniałam że Brad nie żyje. - skończyłam, a z moich jak i jej oczu
wydobywały się łzy. - Przepraszam - szepnęłam łkając.
- Wybaczam - powiedziała
i mocno mnie przytuliła,
nie zatrzymaliśmy łez, daliśmy im płynąć gdyż były o łzy szczęścia. - Musisz przeprosić Johna. - powiedziała ścierając łzy.
- Wiem, ale boję
się że mi nie wybaczy ze dostanę kolejny cios w serce -
powiedziałam zgodnie z prawdą.
- Musisz zaryzykować
- powiedziała Gabriela, a ja wstałam i udałam się ku wyjściu z domu, wzięłam głęboki wdech i chwyciłam za klamkę naciskając na nią. Opuściłam dom i weszłam do mojego samochodu,
zamknęłam drzwi samochodu i opuściłam teren posiadłości Gabrieli.
***
Wstałem i opuściłem mój pojazd.
- Dobrze ci poszło
John - powiedział pan Lovato zapisując na karcie mój czas.
Kiwnąłem głową w znak że zrozumiałem przekazane mi wiadomości i poszedłem w kierunku tutejszej
przebieralni. Szedłem ciemnym korytarzem który
rozświetlało jedynie światło z końca i początku korytarza.
- John! - usłyszałem jej aksamitny głos, popatrzyłem przed siebie i ujrzałem jej sylwetkę.
- Czego chcesz? - powiedziałem,
a w słowa które powiedziałem włożyłem tylko jadu ile potrafiłem co nie było proste gdyż choćby ta drobna szatynka złamała moje serce to dalej ją kocham, dalej darzę tym głębokim uczuciem.
- Proszę
wysłuchaj mnie - powiedziała, a na jej słowa prychnąłem.
- Mam słuchać tych kłamstw ? - zapytałem
- Tak kłamałam - powiedziała, chciała coś dalej powiedzieć ale nie dałem jej.
- A teraz cię
sumienie wzięło?- zakitowałem, a ona spuściła wzrok na ziemie, a po
chwili podniosła go na mnie, a jej oczy
przepełnione były łzami.
- Skłamałam, skłamałam mówiąc że żałuję że was spotkałam - powiedziała, a ja pokręciłem z zażenowania głową.
- Lepiej nic nie mów, naprawdę
nie mam zamiaru słuchać twoich kłamstw - powiedziałem i minąłem ją, szedłem przed siebie, a za mną słychać było tylko ciche łkanie Sophi.
- John zaczekaj proszę
- ledwie usłyszałem jej głos, nic sobie z tych słów nie robiłem i poszedłem dalej.
- John... Kocham cię
! - usłyszałem, te słowa mnie zaskoczyły, ustałem w bez ruchu i odwróciłem w jej stronę z pytajnikiem na
twarzy.
- Że co? - zapytałem zaskoczony.
- Kocham cię,
ale dobrze wiem że nas nic nie łączy. tak naprawdę nie żałuję tego pocałunku to była najlepsza rzecz jaka mi się przytrafiła. Ale kiedy widziałam że całujesz się z jakąś blondyną, serce mi się złamało - powiedziała, a do mnie dopiero dotarły jej słowa, kocha mnie, a jej słowa wywołane były cierpieniem jakie jej wyrządziłem. szatynka spuściła wzrok czekając na moją reakcję. czym prędzej podbiegłem do niej i wpiłem się zachłannie w jej usta podnosząc ją do góry. Czułem mokre łzy, które nie wypadły z moich oczu. Oderwałem się od niej odkładając na ziemię, ale ręce dalej obejmowały ją w pasie.
Sophi parzyła
na mnie zdziwionym wzrokiem.
- Ja ciebie tez kocham - powiedziałem muskając
jej usta swoimi.
***
Oj długo nie było rozdziału gdyż jestem na wakacjach od tej
niedzieli wróci regularne pisanie. Podoba mi się ten rozdział
i do napisania.
Xoxo Medicatus_hope
Świetny, ja to bymm tam Joe;mu wpierdzieliła, za to mizianie się z blondyną, ale cieszę się, że jest Jemi :D Kocham blogi z Jemi, to moje ulubione i jakoś nie pałam do innych ;x a Twoje są cudne ;*
OdpowiedzUsuń