środa, 5 września 2012

Rozdział 16


                              Rozdział 16


Otworzyłam oczy i uśmiechnęłam się czując w pasie uścisk.  Podniosłam głowę do góry i spostrzegłam jeszcze śpiącego Johna. Rozluźniałam jego uścisk i wyśliznęłam się z łóżka. Złapałam za mój dres i udałam się do łazienki, gdzie wykonałam poranne czynności i ubrałam się. Położyłam ręce na mój już lekko zaokrąglony brzuszek i uśmiechnęłam. Dziś John wyjeżdżał, a za tydzień bierzemy ślub. To było takie nierealne, nie mogłam uwierzyć że zostanę matką, że za tydzień będę miała męża.
Spięłam włosy w luźnego kucyka i opuściłam łazienkę, a potem po cichu opuściłam pokój, nie chciałam zbudzić Johna, niech śpi. Poszłam do kuchni i zaparzyłam sobie kawę. Oparłam się o blat, a w ręku trzymałam kawę którą co chwilę popijałam. Myślałam, zastanawiałam się nad tym jak bardzo jestem szczęśliwa, jak jedna osoba mogła mnie uszczęśliwić.
Przez moje zamyślenie nie zauważyłam Johna który właśnie wszedł do pomieszczenia. Zauważył że jestem w swoim świecie, wiec podszedł do mnie i pocałował mnie budząc z namysłu.
- Cześć kochanie – powiedział z uśmiechem opierając się rękoma o blat.
- Cześć – powiedziałam i odwzajemniałam jego uśmiech, jednym ruchem odstawiłam kawę na blat, po czym musnęłam jego usta. Odsunęłam jego rękę i podeszłam do kuchenki.
- Na pewno sobie poradzisz? – zapytał upijając łyk kawy którą właśnie sobie zaparzył, oparł się plecami o blat i spojrzał na mnie ze zmartwieniem w oczach.
- Tak, spokojnie, jakby co Gabriela i chłopaki mi pomogą, jest jeszcze twoja i moja mama – powiedziałam i rozdzieliłam jajecznicę na porcję. Podeszłam do stołu i położyłam talerze z posiłkiem na jego blat. John podszedł do krzesła i usiadł na nie ówcześnie odsuwając je. Podeszłam do blatu szafki i wzięłam swoją, już przestygniętą kawę. Podeszłam do stołu i zajęłam miejsce.
- Jakby co dzwoń – powiedział spoglądając na mnie, poczym zaczął konsumować.
- Nie chcę cię martwić, spokojnie poradzę sobie – powiedziałam posyłając mu uśmiech i sama zaczęłam jeść. Po skończonym śniadaniu wzięłam się za zmywanie, ale kiedy podeszłam do zlewu poczułam silne ramiona w pasie.
- Ja dziś wyjeżdżam, a ty sprzątasz? – szepnął mi pytanie na ucho, odłożyłam talerze i odwróciłam się do niego. Na jego twarzy widniał wielki uśmiech. Zarzuciłam mu ręce na szyję i pocałowałam. Odwzajemnił pocałunek, a po chwili oderwaliśmy się od siebie.
- Kiedy idziesz do lekarza? – zapytał spoglądając na mój brzuszek.
- Jakoś w tym tygodniu – powiedziałam spoglądając w miejsce gdzie patrzył John.
- Zadzwoń do mnie jak będziesz do niego szła – powiedział podnosząc moją głowę tak bym mogła spojrzeć mu w oczy.
- Dobrze – powiedziałam. – Ale jeszcze dokładnie nie wiem.  
- Możemy się wybrać po ślubie – powiedział, a ja pokiwałam twierdząco głową.
- Spakowałeś się? – zapytałam spoglądając na niego z pytaniem w oczach.
- Tak, wczoraj, walizkę mam już w samochodzie – poinformował mnie, wczoraj jak wrócił ja już spałam. Byłam strasznie zmęczona tymi przygotowaniami i musiałam odpocząć.
- O której macie samolot? – zapytałam, a on spojrzał na zegarek na swojej ręce.
- Za dwie godziny, idę się przygotować – powiedział ostatni raz muskając mojej usta i rozluźniając uścisk. Wzięłam ręce z jego szyi i odwróciłam się wracając do poprzedniego zajęcia.
                                                                    ***
Stałam na środku naszej sali weselnej i podziwiałam, była piękna, ale to ja skazana byłam na przygotowanie jej do pewnej gotowości. John wyleciał cztery dni temu, a mi już go brakowało, tak bardzo tęskniłam. Chciałabym być teraz przy nim i wspierać go. Tylko jeden tydzień, ale zapowiadał się bardzo długi tydzień.
- Odpowiada pani ta sala? – zapytała, która zajmowała się pomaganiem wyboru sali.
- Tak, jest piękna – powiedziałam zachwycając się pomieszczeniem.
- Pan młody powiedział to samo – powiedziała, a ja spojrzałam na nią pytająco.
- John tu był? – zapytałam.
- Tak, wiedział że się pani spodoba i powiedział bym panią tu przyprowadziła, jeżeli się ona pani spodoba to niech ona będzie – powiedziała, a ja uśmiechnęłam się. Tak bardzo mnie znał. Wiedział praktycznie wszystko.
- Tak, niech będzie ta, jest piękna – powiedziałam posyłając kobiecie wielki uśmiech.
A tak zapomniałam wam powiedzieć co z Jasonem. Właściwie to nie wiem i to bardzo mnie dziwiło. Czyżby sobie odpuścił? Nie, to chyba nie możliwe. Kiedyś miałam chłopaka to i tak nie dawał mi spokoju, łaził i próbował wmówić Joshowi że go zdradzam. Skończyło się na rozpadzie naszego związku. Bo przecież co to za związek bez zaufania.
Moje rozmyślenia przerwała moja komórka, wyciągnęłam ją z torebki i nie patrząc na osobę dzwoniącą odebrałam telefon.
- Tak słucham? – powiedziałam do aparatu.
- Pani Lovato? – zapytał nieznany mi głos.
- Tak, w czym mogę służyć? – zapytałam.
- Czy mogłaby pani przyjechać, jest mały problem z kwiatami – powiedział, a ja nie zrozumiałam, dopiero co u nich byłam.
- Dobrze, zaraz będę – powiedziałam. Rozłączyłam się i podeszłam do kobiety.
- Przepraszam, ja muszę coś pilnie załatwić będę za góra godzinę, no może półtorej i podpiszemy umowę – poinformowałam ją, a ona z uśmiechem na twarzy powiedziała że rozumie, a ja opuściłam budynek wsiadając do mojego samochodu i jadąc w stronę kwiaciarni która zajęła się wyborem kwiatów. W pewnym momencie chciałam zahamować, ale nie mogłam. Hamulce nie działały, a ja nie mogąc nic zrobić czekałam na uderzenie. W tym momencie całe życie pojawiło mi się przed oczami. A potem był tylko ból i wielka ciemność pochłaniająca wszystko.
                                                            ***
Byłem szczęśliwy, wygrałem, a teraz mogłem spokojnie wracać do domu. Właśnie byłem w drodze do niego. Zaparkowałem na terenie mojej posesji i wszedłem do domu, zdziwiłem się nikogo nie zastając. Wybiegłem z domu i wsiadłem do samochodu. Odpaliłem silnik i ruszyłem ku domu mojego brata i jego narzeczonej. Po kilku minutach znalazłem się koło ich domu. Wyszedłem z samochodu i podszedłem do drzwi. Zapukałem w nie i czekałem aż ktoś mi otworzy. Po chwili drzwi otworzyły się, a moim oczą ukazała się zapłakana Gabriela. Spojrzałem na nią pytająco, a ona gestem ręki wskazała bym wszedł. W salonie zastałem wszystkich, ale nie Sophi, wszyscy byli zapłakani, spojrzałem na nich przerażony.
- Wytłumaczy mi ktoś co się stało? – zapytałem wyraźnie niepoinformowany.
- John…Sophi…ona zginęła – wykrztusiła Gabriela, a ja spojrzałem na nią z proszącym wzrokiem mówiąc jedynie Niemożliwe. Wszystko prysło, jak bańka mydlana, a pojawiło się jedno wielkie cierpienie. 
                                                                     ***
Napisałam i jak? :D wiem że jestem w wielkim niebezpieczeństwie po tym rozdziale ale ciort. I powtarzam to nie przedostatni rozdział

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz