Rozdział 16
Otworzyłam oczy i uśmiechnęłam się czując w pasie uścisk.
Podniosłam głowę do góry i spostrzegłam jeszcze śpiącego Johna.
Rozluźniałam jego uścisk i wyśliznęłam się z łóżka. Złapałam za mój dres i udałam się do łazienki,
gdzie wykonałam poranne czynności i ubrałam się. Położyłam ręce na mój
już lekko zaokrąglony brzuszek i uśmiechnęłam. Dziś John wyjeżdżał, a za
tydzień bierzemy ślub. To było takie nierealne, nie mogłam uwierzyć że zostanę matką, że za tydzień będę miała męża.
Spięłam włosy w luźnego kucyka
i opuściłam łazienkę, a potem po cichu opuściłam pokój,
nie chciałam zbudzić Johna, niech śpi. Poszłam do
kuchni i zaparzyłam sobie kawę. Oparłam się o blat, a w ręku trzymałam kawę którą co chwilę popijałam. Myślałam,
zastanawiałam się nad tym jak bardzo jestem szczęśliwa, jak jedna osoba mogła mnie
uszczęśliwić.
Przez moje zamyślenie nie
zauważyłam Johna który właśnie wszedł do
pomieszczenia. Zauważył że jestem w swoim świecie, wiec podszedł do mnie i
pocałował mnie budząc z namysłu.
- Cześć kochanie –
powiedział z uśmiechem opierając się rękoma o blat.
- Cześć –
powiedziałam i odwzajemniałam jego uśmiech,
jednym ruchem odstawiłam kawę na blat, po czym musnęłam jego usta. Odsunęłam jego rękę i podeszłam do
kuchenki.
- Na pewno sobie poradzisz? –
zapytał upijając łyk kawy którą właśnie sobie zaparzył, oparł się plecami o
blat i spojrzał na mnie ze zmartwieniem w oczach.
- Tak, spokojnie, jakby co Gabriela
i chłopaki mi pomogą, jest jeszcze twoja i moja mama –
powiedziałam i rozdzieliłam jajecznicę na porcję. Podeszłam do stołu i położyłam talerze
z posiłkiem na jego blat. John podszedł do krzesła i usiadł na nie
ówcześnie odsuwając je. Podeszłam do blatu szafki i wzięłam swoją, już przestygniętą kawę. Podeszłam do stołu i zajęłam miejsce.
- Jakby co dzwoń –
powiedział spoglądając na mnie, poczym zaczął konsumować.
- Nie chcę cię martwić, spokojnie
poradzę sobie – powiedziałam posyłając mu uśmiech i
sama zaczęłam jeść. Po skończonym śniadaniu wzięłam się za zmywanie, ale kiedy podeszłam do zlewu poczułam silne
ramiona w pasie.
- Ja dziś wyjeżdżam, a ty
sprzątasz? – szepnął mi pytanie na ucho, odłożyłam talerze
i odwróciłam się do niego. Na jego twarzy widniał wielki uśmiech.
Zarzuciłam mu ręce na szyję i pocałowałam. Odwzajemnił pocałunek, a po
chwili oderwaliśmy się od siebie.
- Kiedy idziesz do lekarza? –
zapytał spoglądając na mój brzuszek.
- Jakoś w tym
tygodniu – powiedziałam spoglądając w miejsce gdzie patrzył John.
- Zadzwoń do mnie
jak będziesz do niego szła – powiedział podnosząc moją głowę tak bym
mogła spojrzeć mu w oczy.
- Dobrze – powiedziałam. – Ale
jeszcze dokładnie nie wiem.
- Możemy się wybrać po ślubie –
powiedział, a ja pokiwałam twierdząco głową.
- Spakowałeś się? – zapytałam spoglądając na niego
z pytaniem w oczach.
- Tak, wczoraj, walizkę mam już w
samochodzie – poinformował mnie, wczoraj jak wrócił ja już spałam. Byłam
strasznie zmęczona tymi przygotowaniami i musiałam odpocząć.
- O której macie samolot? – zapytałam, a on
spojrzał na zegarek na swojej ręce.
- Za dwie godziny, idę się przygotować –
powiedział ostatni raz muskając mojej usta i rozluźniając uścisk. Wzięłam ręce z jego
szyi i odwróciłam się wracając do poprzedniego zajęcia.
***
Stałam na środku
naszej sali weselnej i podziwiałam, była piękna, ale to
ja skazana byłam na przygotowanie jej do pewnej gotowości. John
wyleciał cztery dni temu, a mi już go brakowało, tak
bardzo tęskniłam. Chciałabym być teraz przy nim i wspierać go. Tylko jeden tydzień, ale
zapowiadał się bardzo długi tydzień.
- Odpowiada pani ta sala? – zapytała, która
zajmowała się pomaganiem wyboru sali.
- Tak, jest piękna –
powiedziałam zachwycając się pomieszczeniem.
- Pan młody
powiedział to samo – powiedziała, a ja spojrzałam na nią pytająco.
- John tu był? – zapytałam.
- Tak, wiedział że się pani
spodoba i powiedział bym panią tu przyprowadziła, jeżeli się ona pani
spodoba to niech ona będzie – powiedziała, a ja uśmiechnęłam się. Tak
bardzo mnie znał. Wiedział praktycznie wszystko.
- Tak, niech będzie ta,
jest piękna – powiedziałam posyłając kobiecie
wielki uśmiech.
A tak zapomniałam wam
powiedzieć co z Jasonem. Właściwie to
nie wiem i to bardzo mnie dziwiło. Czyżby sobie
odpuścił? Nie, to chyba nie możliwe. Kiedyś miałam chłopaka to i
tak nie dawał mi spokoju, łaził i próbował wmówić Joshowi że go
zdradzam. Skończyło się na rozpadzie naszego związku. Bo przecież co to za
związek bez zaufania.
Moje rozmyślenia
przerwała moja komórka, wyciągnęłam ją z torebki
i nie patrząc na osobę dzwoniącą odebrałam telefon.
- Tak słucham? –
powiedziałam do aparatu.
- Pani Lovato? – zapytał nieznany
mi głos.
- Tak, w czym mogę służyć? – zapytałam.
- Czy mogłaby pani
przyjechać, jest mały problem z kwiatami – powiedział, a ja nie
zrozumiałam, dopiero co u nich byłam.
- Dobrze, zaraz będę –
powiedziałam. Rozłączyłam się i podeszłam do kobiety.
- Przepraszam, ja muszę coś pilnie załatwić będę za góra
godzinę, no może półtorej i podpiszemy umowę – poinformowałam ją, a ona z uśmiechem na
twarzy powiedziała że rozumie, a ja opuściłam budynek
wsiadając do mojego samochodu i jadąc w stronę kwiaciarni
która zajęła się wyborem kwiatów. W pewnym momencie chciałam zahamować, ale nie
mogłam. Hamulce nie działały, a ja nie
mogąc nic zrobić czekałam na uderzenie. W tym momencie całe życie pojawiło mi się przed
oczami. A potem był tylko ból i wielka ciemność pochłaniająca wszystko.
***
Byłem szczęśliwy, wygrałem, a teraz
mogłem spokojnie wracać do domu. Właśnie byłem w drodze
do niego. Zaparkowałem na terenie mojej posesji i wszedłem do domu,
zdziwiłem się nikogo nie zastając. Wybiegłem z domu i
wsiadłem do samochodu. Odpaliłem silnik i ruszyłem ku domu
mojego brata i jego narzeczonej. Po kilku minutach znalazłem się koło ich domu.
Wyszedłem z samochodu i podszedłem do drzwi. Zapukałem w nie i
czekałem aż ktoś mi otworzy. Po chwili drzwi otworzyły się, a moim
oczą ukazała się zapłakana Gabriela. Spojrzałem na nią pytająco, a ona
gestem ręki wskazała bym wszedł. W salonie zastałem wszystkich, ale nie Sophi,
wszyscy byli zapłakani, spojrzałem na nich przerażony.
- Wytłumaczy mi
ktoś co się stało? – zapytałem wyraźnie niepoinformowany.
- John…Sophi…ona zginęła –
wykrztusiła Gabriela, a ja spojrzałem na nią z proszącym
wzrokiem mówiąc jedynie Niemożliwe. Wszystko prysło, jak bańka mydlana,
a pojawiło się jedno wielkie cierpienie.
***
Napisałam i jak?
:D wiem że jestem w wielkim niebezpieczeństwie po tym rozdziale ale ciort. I
powtarzam to nie przedostatni rozdział.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz