Rozdział 3
Wsiedliśmy
do samochodu, po czym zapieliśmy
pasy. Kierował Robert, czyli zaraz będziemy, on jeździ szybko ale umie jeździć nigdy nie spowodował wypadku i go nie miał. Jadąc z profesjonalnym kierowcą nie można się bać czegokolwiek.
Popatrzyłam
za okno samochodu, stwierdzałam
że z tak szybkom prędkością niczego nie zobaczę tylko bardzo szybko znikające obrazy, ale nie
zrezygnowałam z mojego zajęcia i przyglądałam się jedynej rzeczy która nie
znikała, słońcu.
Za nim się
obejrzałam już dojechaliśmy, dostrzegłam to czego się bałam, był tu samochód Jasona. Wysiadłam z samochodu, a oczy
przechodniów skierowane zostały
na mnie, nie wiedziałam
o co im chodzi. Popatrzyłam
na nich głupio. Gdy chłopaki zabezpieczyli samochód
przed kradzieżą poszliśmy do budynku. Okazało się że mamy miejsce bardzo blisko
toru. Popatrzyłam
w bok, co było moim błędem, ujrzałam Jasona, gdy spostrzegłam jego osobę schowałam się za chłopakami. Po kilku minutach,
wyścig się zaczął. Ten cały John był naprawdę fantastyczny, wchodził w zakręty perfekcyjnie i szybko
zgubił przeciwników.
Popatrzyłam
na jego załogę spostrzegłam tam dziewczynę z parku, pewnie się znają. Dostrzegłam że osoba która nie dała mi spać tej nocy również spoglądała na mnie, po czym uśmiechnęła się i pomachała mi, odmachałam z uśmiechem, bo co innego miałam zrobić, udawać że nie zauważyłam? Zrobiłabym z siebie idiotkę.
Moi towarzysze mocno jarali się tym że
ich idol wygrywał.
A mnie zaczęło to nudzić, spoglądnęłam na dawne miejsce Jasona,
nie było go tam.
- Witam piękną – usłyszałam znany mi bardzo głos i poczułam jego ręce błądzące po moim brzuchu
- Co ty kurwa wyprawiasz? – zapytałam, po czym zdjęłam
jego paskudne ręce
z mojego brzucha
- No co przecież
przytulam moją dziewczynę – powiedział, za dużo sobie wyobrażał
- Po pierwsze nie chodzę
z tobą i nigdy nie będę , a po drugie hahaha, ja i
ty? Nie sięgasz mi do pięt – zaśmiałam się, chłopaki przysłuchiwali się nam
Jason odszedł
bojąc się media dojrzą go i zrobią aferę z naszej kłótni.
- Ja oszaleję
– powiedziałam, po czym oparłam się łokciami o barierkę, a twarz w dłonie, zgarnęłam włosy spadające na moją twarz do tyłu.
- Nas też
zaczął wkurwiać – powiedział Robert, po czym wrócił do przyglądania się wyścigu
Za nim się
obejrzałam wyścig uległ końca, wygrał John, chłopaki ledwo usiedzieli ze
szczęścia, a ja udałam się do drzwi. Szłam tak, aż poczułam że ktoś ciągnie mnie do tyłu. Odwróciłam się i ujrzałam Masona, popatrzyłam na chłopaków pytająco.
- Zrobisz sobie zdjęcie
z Johnem – powiedzieli chytrze się
uśmiechając
- To jest wasz idol, nie mój – powiedziałam z wyrzutem
- Zrobisz sobie zdjęcie,
albo umówimy cię
z Jasonem – powiedział
chytrze Robert
- Nie odważysz
się – przestraszyłam się, wiedziałam że on nie żartuje – to gdzie robi się te zdjęcia – zapytałam chcąc wybawić się od randki z Jasonem
- Tam – pokazał
na grupkę ludzi, dostrzegłam tam zwycięsce i kupę dziewczyn piszczących z tego że John Jonas je dotyka,
prychnęłam .
Udałam
się w tamtym kierunku i ustałam w kolejce, każda dziewczyna gdy miała odejść nie chciał go puścić. A gdy już zostały „odczepione” od swojego
idola wracały na koniec kolejki, a na
ten widok koledzy, jak wnioskuje po ich zachowaniu są jego kolegami, puszczali mu
oczka i pokazywali kciuki do góry. Prychnęłam
na ten widok.
Gdy nadeszła
moja kolej, jego koledzy zrobili wielkie oczy i pokazali kciuki do góry
Johnowi, pokręciłam niedowierzając głową, za takich głupich ich nie uważałam. Podeszłam do niego, on objął mnie ramieniem, a mnie
przeszła fala ciepła. Było to bardzo dziwne, nigdy mi
się tak nie zdarzało, uśmiechnęłam się, a gdy zrobili nam zdjęcie zabrałam je i udałam się w stronę chłopaków, zobaczyłam zdziwione miny tych jełopów od oczek. Zaśmiałam się.
- I co? – zapytał
mnie Robert
- Nie było
tak źle – powiedziałam i dałam mu zdjęcie.
- Pasujecie do siebie – stwierdził Robert, a ja prychnęłam
Ja i ten gość
od „wszystkie dziewczyny na mnie lecą”
mielibyśmy być razem? Chyba w snach.
Minęłam
ich, po czym udałam
się do samochodu. Poczekałam, aż wszyscy się przywleką i otworzą drzwi samochodu.
- Witaj – usłyszałam znany mi głos z parku
- Gabriela? Cześć
– powiedziałam odwracając się do czarnulki
- Wiesz Sophi, wpadłam
na pomysł może spotkamy się za 2 tygodnie w tamtym
parku gdzie na siebie wpadłyśmy – zaproponowała czarnulka, rozważyłam jej ofertę i uznałam ją za stosowną.
- Masz racje, fajnie byłoby
się spotkać – powiedziałam z uśmiechem, Gabriela uśmiechnęła się i poszła w drogę powrotną do budynku
- Sophi ty wiesz z kim ty gadałaś?
– zapytał oszołomiony Mason
- Z Gabrielą
– powiedziałam głupio, ponieważ nie wiedziałam o co im chodzi
- Przecież
to przyszła bratowa Johna – powiedział podekscytowany
- Nie wiedziałam
– powiedziałam zdenerwowana tym że tak fascynują się Johnem, nie jest on żadnym bogiem, przyznam jeździ fantastycznie, ale nie
najlepiej, lepszy był
mój brat, ale ten niefortunny wypadek.
- Lepiej jedźmy
– powiedziałam zirytowana
Robert przekręcił kluczyk w drzwiach i mogliśmy wsiąść do jego samochodu, miałam takie samo miejsce, znów
przypatrywałam się obiektom za oknem. Zobaczyłam tych jełopów od oczek oraz tego całego Johna i Gabriele.
Gdy jełopy
mnie dojrzeli, powiedzieli coś
pomiędzy sobą, Gabriela popatrzyła w stronę jaką pokazywali chłopacy i ujrzała mnie, zrobiła niezadowoloną minę i ponagliła ich. Uśmiechnęłam się i odwróciłam się w stronę wnętrza samochodu. Spostrzegłam że chłopaki o czymś dyskutowali, nie słuchałam ich, jedynie wzięłam słuchawki od telefony, wsadziłam je do odpowiedniego wejścia i do uszu i zaczęłam słuchać odprężającej melodii.
Nim się
obejrzałam zleźliśmy się obok Mcdonalda. Popatrzyłam pytająco na chłopaków.
- No jak to Sophi. Przecież
po wyścigach zawsze jeździmy na wyżerkę – powiedzieli jakby byli
jakimiś filozofami.
- Nie jestem głodna
– powiedziałam wsadzając sobie słuchawki do uszu i przyglądając się widokowi za oknem samochodu
stojącego na parkingu. Chłopaki opuścili samochód beze mnie. Słuchałam muzyki aż ktoś mi przerwał, nie ktoś ale mama dzwoniąca do mnie. A czegoż moja mama pragnie>
- Tak – powiedziałam
odpierając telefon
- Córeczko wracajcie mamy ważną kolację dziś – powiedziała moja mama, ważna kolacja oznacza coś związanego z sprawami
biznesowymi rodziców
- Tak mamo zaraz pogonię
chłopaków i będziemy – powiedziałam mamie, po czym włączyłam czerwoną słuchawkę która przerwała moje połączenie z mamą.
Kiedy miałam
zamiar wyjść po chłopaków oni sami wrócili z
torbami pełnymi jedzenia.
- Dobrze że
jesteście, moja mama dzwoniła i mam wracać – poinformowałam przyjaciół, oni szybko wsiedli do
samochodu, a Robert przekręcił kluczyk w stacyjce i opuścił teren Mcdonalda.
Po 20 minutach byliśmy
przed domem chłopaków,
otworzyłam drzwi i udałam się w kierunku mojego
samochodu. Wyłączyłam alarm i wsiadłam do niego. Wycofałam i zanim się obejrzałam znalazłam się na jezdni.
Droga minęła
mi szybko, zaparkowałam
samochód obok, ku mojemu zaskoczeniu Jasona. Weszłam tylnymi drzwi do domu, a schodami które prowadziły z kuchni na korytarz na
górze udałam się do mojego pokoju przebierając się w stosowne cichy jak na
kolacje z gośćmi.
Zeszłam
ze schodów i usłyszałam nie tylko głos Jasona i moich rodziców,
ale także głosy jego rodziców. Wyszłam za progu ukazując się gościom.
- O witamy Sophi – powiedział
pan Stevens
- Witam – odpowiedziałam
na jego powitanie i zasiadłam
do stołu. Nie uczestniczyłam w rozmowie jaką prowadzili pozostali.
Patrzyłam tylko na nich i słuchałam czy przypadkiem nie mówi
do mnie.
- Sophi państwo
Stevens nie przyjechało
tu tylko na kolacje – poinformował
mnie mój ojciec, popatrzyłam
na niego pytająco
- Pojutrze będzie
bankiet, bankiet rajdowców i osób które udzielały się
w tym fachu i Jason byłby
zaszczycony gdybyś
z nim poszła na tą uroczystość – powiedziała pani Stevens, nie wiedziałam co zrobić, przy rodzicach Jasona
udawałam że nie darzę go uczuciami negatywnymi
- Z chęcią z nim pójdę, a wy mamo i tato idziecie
na ten bankiet? – zapytałam
moich rodzicieli
- Tak Soph, nie mówiłem
ci ale chciałbym wrócić do trenowania – moje oczy
rozszerzyły się, ale nie zrobię tacie awantury przy
ludziach, wstałam
tylko szybko od stołu
i z zamglonymi oczami od łez
które tak bardzo chciały
wypłynąć z nich pobiegłam do mojego pokoju.