wtorek, 17 lipca 2012

Rozdział 6


                       Rozdział 6


Poczułam jak do moich oczu zbierają się łzy,a po chwili poczułam ciepłe dłonie na moim ramieniu, spojrzałam w tamtą stronę i dostrzegłam dłonie Johna które trzymały mnie delikatnie za ramię.
- Chodźmy stąd – powiedział patrząc mi w oczy, a po jego słowach poszłam tam gdzie on mnie prowadził gdyż nie miałam zamiaru ryczeć przed wszystkimi. Poczułam jak John łapie mnie za rękę, a po moim ciele przeszedł miły dreszcz. Szłam w nieznanym mi kierunku, po chwili ujrzałam piękny krajobraz tutejszego parku który pamiętam z dzieciństwa.
John puścił moją dłoń, a ja poszłam w kierunku brzegu jeziora, kucnęłam na brzegu i zamoczyłam mą dłoń w chłodnej wodzie jeziorka. Słyszałam tylko jak falę obijają się o brzeg jeziora i cudny zapach tutejszych kwiatów. Po chwili ujrzałam że mój towarzysz stoi koło mnie. Podniosłam się i poszłam w kierunku altanki stojącej obok jeziorka, weszłam po schodkach i oparłam się o barierkę. Ja i John staliśmy w kompletnej ciszy. Dopiero teraz dostrzegłam jak się zmienił, nie jest już tym chłopcem z cudnym uśmiechem, ale mężczyzną o którego dziewczyny potrafią się pozabijać.
- Przykro mi z powodu Brada – powiedział John przerywając cisze panującą pomiędzy nami, popatrzyłam na niego i posłałam mu lekki uśmiech.
- Dzięki że mnie stamtąd zabrałeś – powiedziałam
- Niema za co – powiedział z uśmiechem
- Co się u was działo przez te lata? – zapytałam patrząc na taflę jeziora.
- Jak wiesz spełniłem swoje marzenie, chłopaki też jeżdżą ale nie tyle co ja, Greg jest też architektem, a Josh zajmuję się rodziną – powiedział, a ja spojrzałam na niego.
Przez chwilę pomiędzy nami znów panowała cisza, 10 lat temu myślałam że jak wrócę do Ameryki to rzucę się na szyje Johnowi i go nie puszczę, wyznam mu miłość. Teraz nie wiem co do niego czuję, uczucia którymi go darzyłam nie są już takie mocne, przyjaciółmi chętnie bym znów była, ale razem? Za dużo się zmieniliśmy, dojrzeliśmy.
- Tęskniłem za tobą – usłyszałam po chwili.
- Ja za tobą też – powiedziałam spoglądając z uśmiechem w stronę Johna, a po chwili znalazłam się w jego ramionach.
- Wracajmy bo się zaczną martwić – powiedział kiedy oderwaliśmy się od siebie.
- A ty poznałaś tam kogoś w tej Angli? – zapytał John kiedy szliśmy w kierunku budynku.
- Tak, mam kilku przyjaciół, nawet za mną tu przyjechali, poznałam ich dzięki Bradowi – powiedziałam patrząc na moje nogi
- Tęsknisz za nim? – zapytał, ale raczej znał na to pytanie odpowiedź po mojej reakcji na przemówienie mojego ojca.
- Bardzo, nie mogę się pogodzić z jego śmiercią – powiedziałam, a z moich oczu wydobyło się kilka łez, on dostrzegł to że zaczynam płakać i zatrzymał mnie. Otarł kciukiem moje policzki.
- Tak musiało z pewnością być, Brad był potrzebny Bogu tam- uniósł pace wskazujące ku górze - na górze tego nie można zatrzymać. Jeżeli potrzebują cię tam, to bliscy muszą się z tym pogodzić, on zawsze będzie przy tobie – powiedział patrząc mi w oczy, a ja tylko się uśmiechnęłam
- Dziękuje – powiedziałam i pocałowałam go w policzek.
- A to za co? – zapytał pokazując na miejsce na którym złożyłam delikatny pocałunek
- Za to że jesteś – powiedziałam i zaczęłam iść w stronę budynku.
Weszłam do budynku, a do moich uszu znów wpadł gwar rozmawiających pomiędzy sobą ludzi, rozejrzałam się po budynku, a koło drzwi dostrzegłam Roberta i chłopaków. Rob pierwszy mnie dostrzegł, uciszył chłopaków i pokazał  w  moją stronę. Przywołał mnie gestem ręki.
- Chodź poznam cię z chłopaki – powiedziałam ciągnąc Johna za rękę.
- Myślę że teraz masz większy problem – powiedział i skinął głową w pewnym kierunku, popatrzyłam w stronę którą wskazywał i skamieniałam.
- Tylko nie on – powiedziałam do siebie, zanim się spostrzegłam John złapał mnie za rękę i wyciągnął na parkiet, kiedy Jason nas dostrzegł ustał i przyglądał się nam.
Zaczęliśmy z Johnem tańczyć w rytm muzyki. Patrzyłam z uśmiechem na niego, nie pamiętam kiedy się tak bawiłam, przyznam że gdyby John mnie zapytał z pewnością moja odpowiedź brzmiała by nie, a mojej decyzji nic by nie zmieniło. Po śmierci Brada przestałam się bawić, tańczyć chodzić na zabawy. Taka była moja wola, choć moja żałoba skończyła się kilka miesięcy temu to w moim sercu pozostał smutek którego nie da się usunąć, nie chce odpuścić.
Dostrzegłam że Jason zaczął się wycofywać, a kiedy znikł mi z oczu John mnie puścił, podziękowałam mu za taniec i pociągnęłam go w kierunku chłopaków.
- Hej Soph – powiedzieli chórem chłopaki.
- Hej – powiedziałam. – Chłopaki to jest John, John to jest Robert, Mason, Brandon i Trevor – powiedziałam pokazując po kolei na każdego chłopaka.
- Siema – powiedział do chłopaków
- Siema – odpowiedzieli.
- Zaczekaj czy ty to nie John Jonas? – zapytał Mason
- Tak – powiedział
- Stary ty jesteś najlepszy – powiedział Robert.
- Dzięki – powiedział i spojrzał na mnie, posłałam mu szczery uśmiech.
- Ciekawi mnie skąd nasza mała Sophi cię zna – powiedział do mnie Robert spoglądając na mnie pytającym wzrokiem.
- Ej tylko nie mała – powiedziałam z udawanym gniewem.
- Tsaa, na pewno masz 2 metry – powiedział Robert.
- Nie zapomnij że jestem od ciebie starsza – powiedziałam pokazując mu język.
- Pff.. mały szczegół – przekomarzał się ze mną.
                                                                 ***
Przyznam że chłopaki są naprawdę fajni, świetnie mi się z nimi rozmawia. Mamy wspólne tematy ponieważ oni też jeżdżą, widać że zależy im na Sophi, są dla niej naprawdę dobrymi przyjaciółmi których ona teraz potrzebuje, mam zamiar odnowić nasze stosunki. Przyjrzałem się jej, na twarzy widniał niby szczery uśmiech, ale w oczach miała smutek. Pamiętam jak była zżyta z Bradem, byli wzorowym rodzeństwem. Pamiętam go, był zabawowy uwielbiał dowcipy i kawały, wiele razy przez takie wygłupy dostawał kary. Ale sami jego rodzice przyzwyczaili się do jego wygłupów.
- John! – usłyszałem głos mojego brata. Popatrzyłem wymownie na Sophi, a ona kiwnęła głową że rozumie.
- Co? – zapytałem podchodząc do Grega.
- Zapomniałeś o przemowie? – zapytał z dziwnym uśmiechem. Popatrzyłem na niego pytająco. – Zdaje mi się że Sophi znów zawładnęła twym sercem.
- Co?!- zapytałem głośno – Już dawno o niej zapomniałem, a pomiędzy nami jest tylko przyjaźń, nic więcej.
- Jeszcze zobaczymy – powiedział z tym samym uśmiechem, popatrzyłem na niego jak na głupiego i poszedłem na mównice.
                                                                ***
Po przemówieniu Johna, bankiet praktycznie zaczął się kończyć. John po przemowie poszedł do swoich kumpli z rajdu. Nie podchodziłam do niego, ale Gabriela do mnie podeszła i umówiła się ze mną na jutro na zakupy. Po bankiecie pojechałam z rodzicami szybko do domu, gdyż nie chciałam by ten pacan mnie odwoził, poszłam do łazienki, wykonałam wszystkie czynności i poszłam spać, z uśmiechem na ustach gdyż rozwiązałam zagadkę tajemniczej dziewczyny. 
                                                         ***
Rozdział mi się dość podoba.

Lilka - bardzo si
ę ciesze że ci się podoba :)

Mrs_Lovatic - nie przesadzaj to ty masz
świetny blog, a nie ja ! :) 

1 komentarz:

  1. cudowny <3 + dziękuje ;dd cieszę się, że Sophi i John się pogodzili i tęsknią za sobą ;D Haha nie wiem czemu, ale lubię Jasona :D kocham akcje między nim i Soph ;D

    OdpowiedzUsuń